Historie Kobiet: Anna Ślebioda. Kobiecość, niepełnosprawność i aktywność zawodowa, czyli o tym, jak nie zwariować

Wprowadzenie ustawy o zapewnieniu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami oraz ratyfikacja Konwencji o Prawach Osób Niepełnosprawnych sprawiły, że o niepełnosprawności mówi się coraz więcej. Jednak to, że się mówi, to jedno. Natomiast to, że się z nią żyje, to już zupełnie inna bajka. A jak się do tego jest kobietą, której temperament każe być dużo bardziej aktywną niż odbiór społeczny, to już w ogóle robi się jazda bez trzymanki.

Bardzo długo odbierałam moją niepełnosprawność jako coś ograniczającego. Coś, co uniemożliwia życie w pełni. Ewidentnie postrzegałam ją wtedy przez pryzmat modelu medycznego, który definiuje niepełnosprawność jako problem i stawia na równi z chorobą, którą można wyleczyć. Tymczasem Konwencja ONZ o Prawach Osób Niepełnosprawnych mówi, że „niepełnosprawność (…) jest pojęciem ewoluującym i wynika z interakcji między osobami z dysfunkcjami i wynikającymi z postaw ludzkich”. Podczas prowadzonych przeze mnie warsztatów zwykle pytam, czy bez choćby jednego z tych komponentów nadal możemy mówić o niepełnosprawności. Odpowiedź zazwyczaj jest twierdząca. Warto jednak mieć na uwadze, że osoby z niepełnosprawnością to tylko jedna trzecia definicji. Większość stanowią jednak bariery. I z doświadczenia wiem, że te wynikające z postaw ludzkich są bardziej dotkliwe. Jako dumna użytkowniczka balkonika szybciej pokonam schody aniżeli mur niechęci. Chociaż tak naprawdę z tą ostatnią to się w życiu raczej nie spotkałam. Reakcje, jakich było (i, co prawda coraz rzadziej, ale nadal jest) mi dane doświadczyć, są wynikiem raczej niewiedzy. Jednak zrozumienie tego i wyrobienie w sobie pewnego rodzaju zrozumienia zajęło mi trochę czasu. Co nie pozostawało bez wpływu również na moje poczucie kobiecości.

Kobiecość

Jeśli spytamy kogokolwiek o definicję kobiecości, najprawdopodobniej otrzymamy odpowiedź, że… jej po prostu nie ma. Dla każdego bowiem może ona oznaczać coś innego. Niemniej jednak mimo braku definicji przez lata czułam (jak podejrzewam wiele z nas) na plecach przymus, że „kobieta to ma wyglądać”. W rzeczywistości wygląd odbiegający od „normy”, nie tylko u kobiety, zawsze budził u niektórych dorosłych rodzaj niesmaku czy niezdrowego współczucia. A inny wygląd kobiety, która w dodatku ma problemy z utrzymaniem równowagi, potrafi jej zarówno w odbiorze społecznym, jak i własnym tą kobiecość odebrać. I wtedy, przy ogromnym zniechęceniu, potrzeba jednocześnie bardzo dużo chęci, żeby to poczucie odzyskać. Dla mnie pewnym rodzajem terapii okazał się doktorat (poruszam w nim tematykę kobiecości w niepełnosprawności) i…fanpage, który z wizytówki bloga będącego miejscem upustu moich emocji stał się wizytówką mojej własnej firmy. Niemniej samodzielne przepracowywanie pewnych zmor nie zawsze jest wystarczające. W pewnym momencie musiałam sięgnąć po pomoc specjalistów. To, że z niej już nie korzystam, nie oznacza, że nie muszę być czujna. Psychiatra David Amen pisał o myślach-mrówkach, które zagnieżdżają się w naszych umysłach i potrafią nieźle namieszać. I moim skromnym zdaniem nawet po przepracowaniu potrafią wrócić, jeśli tą czujność stracimy. Szczerze powiedziawszy to nie jest też tak, że ten „przymus wyglądania” w ogóle nie zagościł w moim życiu. Tylko raczej nie jako przymus, a chęć. I oczywiście świadomość, że ja też mogę dobrze wyglądać. Co z tego, że inaczej. Nadal dobrze. Ale i tak najbardziej liczy się to, co masz w środku. I po latach pracy nad sobą to już nie są puste słowa, jesteś już o tym przekonana. A historia, którą masz za sobą, Twoje doświadczenia i ludzie, których spotkałaś sprawiają, że jesteś taka, jaką być powinnaś. Niezależnie od stopnia sprawności.

Aktywność zawodowa

Tak naprawdę to, czym się obecnie zajmuję, zawdzięczam właśnie niepełnosprawności. Lata poszukiwań. Setki rozmów kwalifikacyjnych. Okresy próbne, które nie kończyły się zatrudnieniem. W pewnym momencie miałam serdecznie dosyć. Wtedy podjęłam najlepszą moim zdaniem decyzję. Założyłam swoją działalność. Co więcej, działalność, w ramach której edukuję na tematy związane z niepełnosprawnością. Owszem, czasem nie jest różowo – musisz zabiegać o zlecenia, jeździć setki kilometrów i martwić się, żeby starczyło na ZUS, życie i rehabilitację. Ale mimo wszystko warto. Choćby dlatego, że pokazuje Ci to, że wbrew wcześniejszym opiniom wielu – dajesz radę.

A dawać radę trzeba na tych wszystkich trzech płaszczyznach, jakimi są niepełnosprawność, kobiecość i aktywność zawodowa. Jak? Nieustannie poszukując nowych rozwiązań i możliwości. I nie zatrzymując się w miejscu na dłużej niż okres, którego potrzebujesz na regenerację.

O Autorce:

Anna Ślebioda (ur. 1987) – absolwentka lingwistyki stosowanej, autorka rozprawy doktorskiej na temat kobiecości w niepełnosprawności w świetle filozofii Edyty Stein (w chwili obecnej czeka na obronę). Właścicielka przedsiębiorstwa „(Dis)ability land”, w ramach którego prowadzi szkolenia i warsztaty dotyczące niepełnosprawności oraz tłumaczy teksty z zakresu medycyny i terapii (język angielski i niemiecki).Od dziecka miłośniczka książek. Od liceum – fanka Kultu i Kazika Staszewskiego. Od kilku lat – wielbicielka masła orzechowego bez cukru.

Fot. Unsplash